z wielkiej chmury mały deszcz

Jeszcze wczoraj rano, gdy bezwzględnie tematem numer jeden na rynkach finansowych było aresztowanie szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), mogło wydawać się, że pojawił się nowy impuls, który tymi rynkami wstrząśnie. Nic takiego się jednak nie stało. Rynki wróciły do starych tematów. Dziś w centrum uwagi, oprócz spekulacji nt. przyszłości Grecji, jakie mogą Z wielkiej chmury, mały deszcz. 21 sierpnia 2020. 480. W 30. minucie Tymoteusz Dynowski starł się w walce o piłkę z Michałem Prokopowiczem. W walce „Dyni Co oznacza przysłowie: Z wielkiej chmury mały deszcz??. Question from @Kubarybak88 - Gimnazjum - Polski Na papierze mieliśmy latem jedno z najlepszych okien transferowych w historii Ekstraklasy. A może nawet… najlepsze? W końcu po raz pierwszy trafił do naszej ligi mistrz świata, obserwowaliśmy kilka ciekawych powrotów, Lech pobił swój rekord transferowy. W tym tekście chcemy skupić się na powrotach, bo to one grzały nas najbardziej. Póki co trzeba stwierdzić, że to z dużej Z dużej chmury mały deszcz. Paweł Jóźwiak miał już dość. Super fight na gali Fame MMA 17 przyniósł wiele emocji, ale zakończył się z delikatnym niesmakiem. nonton arthdal chronicles season 2 sub indo. Kolejny gotowy i opłacony projekt miejskiej inwestycji idzie do kosza. Najpierw kielecki ratusz zerwał współpracę z projektantem, który opracował koncepcję rewitalizacji Doliny Silnicy, teraz czas na palmiarnię, która miała stanąć na terenie ogrodu botanicznego w konkurs na opracowanie koncepcji budowy ogrodu botanicznego wraz z palmiarnią został rozstrzygnięty na początku sierpnia 2005 roku. Zwycięski projekt opracowali architekci Marcin Kamiński i Bartosz Bojarowicz, a miasto wydało na ten cel milion Hejduk, dyrektor Geonatury Kielce informuje, że sama palmiarnia, 15 lat temu, miała kosztować 70 mln zł, obecnie jej koszt byłby znacznie wyższy. W związku z tym musi powstać nowy projekt.– W obecnej sytuacji te 70 mln należy pomnożyć przez trzy lub cztery, co daje wynik prawie ćwierć miliarda złotych. W projekcie te obiekty były tak rozbudowane i skomplikowane, że z punktu widzenia ekonomii, kompletnie nie przystają do naszych czasów. Zmieniła się również powierzchnia, więc i tak musimy robić wszystko od nowa. Z pewnością musimy podejść do tej inwestycji racjonalnie, by w przyszłości palmiarnia nie generowała dodatkowych dużych kosztów. W związku z tym musi powstać nowy projekt – mówi oczekuje teraz na dofinansowanie całej inwestycji z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Świętokrzyskiego na lata 2021-2027. Na ten cel przewidziano 33 mln zł, co oznacza, że projektanci będą mieć dużo mniejsze pole do popisu niż ich poprzednicy, a sama palmiarnia będzie znacznie skromniejsza.– To nie może być tak, że ktoś nam zaoferuje projekt na palmiarnię, której budowa wyniesie 100 mln zł, bo będzie to niemożliwe do zrealizowania. Musimy wybierać tylko te propozycje, które zmieszczą się w kwocie 30 mln zł, by mieć zapas na nieprzewidziane wydatki związane z inwestycją.– Na przygotowanie koncepcji palmiarni mamy przeznaczone 150 tys. zł i kolejne 150 tys. zł na dodatkowy projekt geoparkowy. Te dokumenty będą podstawą do przygotowania wniosku o dofinansowanie. Z racji tego, że jesteśmy na liście projektów kluczowych w nowej perspektywie unijnej, jesteśmy prawie pewni, że te pieniądze otrzymamy – dodaje Mirosław Suchański, przewodniczący klubu Bezpartyjni i Niezależni twierdzi, że taka sytuacja jest przykładem braku strategii działania ze strony prezydenta miasta.– Władze miasta podejmują pewne decyzje zbyt pochopnie. Jak była modna Dolina Silnicy to mówiło się o rewitalizacji Doliny Silnicy, choć prezydent nie patrzy na konsekwencję swoich poprzednich poczynań. Taka sama sytuacja jest z palmiarnią. Projekt jest przygotowany od wielu lat i szkoda, że przez ten czas nie udało się go wdrożyć go w życie, ponieważ teraz rosną ceny nie tylko materiałów budowlanych, ale i jak w tym roku miasto nie wykorzystało 80 mln zł na remonty dróg, zapewne te pieniądze, które zostały przeniesione na kolejny rok już nie wystarczą na ich realizację – wyjaśnia Stępniewski, radny z klubu Prawa i Sprawiedliwości uważa, że władze miasta powinny dostosować cele do swoich możliwości.– Wszelkie zlecone dokumentacje, którymi dysponuje miasto powinny być realizowane, by te pieniądze nie przepadały. Jednak w przypadku palmiarni, projekt opiewa na bardzo dużą kwotę i miasto mogłoby mieć problem nie tylko z samym wybudowaniem obiektu, ale i jego utrzymaniem. Zauważam również, że jest wiele dokumentacji, które zamiast być realizowane, trzymane są w szufladach i mam nadzieję, że z biegiem czasu ta sytuacja się poprawi, bo przecież chodzi o duże pieniądze – komentuje Marcin na opracowanie projektu palmiarni w kieleckim ogrodzie botanicznym ma zostać ogłoszony w 2022 roku. WROCŁAW O nadużycia związane z przetargami i przyjmowanie łapówek oskarżyła prokuratura okręgowa byłego dyrektora Zarządu Cmentarzy Komunalnych we Wrocławiu oraz jego O nadużycia związane z przetargami i przyjmowanie łapówek oskarżyła prokuratura okręgowa byłego dyrektora Zarządu Cmentarzy Komunalnych we Wrocławiu oraz jego zastępcę. Jeśli chodzi o korzyści majątkowe, większość stawianych początkowo zarzutów, umorzono. Śledztwo trwało przeszło 3 lata. Na początku 2000 r. dyrektor ZCK i jego zastępca trafili na pierwsze strony gazet. Szefowi gminnej jednostki - Leszkowi B., zarzucono przyjęcie 30 tys. zł łapówek od firm, które wygrywały przetargi na prace remontowe i porządkowe na cmentarzach Osobowickim i Grabiszyńskim. Policjanci zapowiadali, że kwota korzyści majątkowych znacznie wzrośnie wraz z postępami w śledztwie. Tak się jednak nie Szereg zarzutów związanych z przyjmowaniem łapówek początkowo stawianych podejrzanym ostatecznie umorzono - mówi Leszek Karpina, rzecznik Prokuratury Okręgowej we aktu oskarżenia, Leszek B., dyrektor ZCK w latach 1992-2000, przyjął tylko dwie łapówki. W zamian za wynajem lokalu użytkowego jeden z działających na cmentarzu przedsiębiorców miał mu wręczyć 500 zł i butelkę koniaku o wartości 50 zł. Kolejną łapówkę w kwocie 700 zł miała dać mu staruszka, w zamian za rezerwację miejsca grzebalnego, czego zabraniały prokuratury, Leszek B. wielokrotnie ingerował w przetargi przeprowadzane w ZKC, wpływał na swoich podwładnych, by wybierali preferowane przez niego firmy. Sporządzał też aneksy do umów na podstawie których bezzasadnie zwiększał pierwotnie ustalone dyrektora, Sławomira B. oskarżono o przyjmowanie łapówek od przedstawicieli firm startujących w przetargach oraz niedopełnienie obowiązków i przekroczenie oskarżenia do końca tygodnia trafi do wrocławskiego ofertyMateriały promocyjne partnera Długi weekend otwarty otrzymaniem drugiej dawki Astra Zeneca nie sprzyja podejmowaniu wysiłku. Ale tak się składa, że dzisiaj mogę się posłużyć cytatami, które w zasadzie robią całą robotę. W sumie dobrze się składa, bo podcast, który pojawi się dzisiaj wieczorem znajdzie w poniższych cytatach swoje uzupełnienie i dopełnienie. A zatem: Fakt 1 czerwca 2021 Przed warszawskim sądem okręgowym rozpoczął się dwóch mężczyzn oskarżonych o szpiegostwo na rzecz Chin. Na ławie oskarżonych zasiedli: Wang Weijing, były dyrektor telekomunikacyjnego giganta Huawei, oraz były pracownik ABW Piotr D. Grozi im do 15 lat więzienia. Spider’sWeb+ 31 maja 2021 Od niemal 26 miesięcy (Wang) były dyrektor ds. sprzedaży w polskim oddziale Huawei przebywa w areszcie oskarżony o to, że razem z Piotrem D. byłym oficerem ABW prowadzili działania na rzecz chińskiego wywiadu. D. wyszedł z aresztu tymczasowego po pół roku po wpłaceniu poręczenia majątkowego. Wang mimo wielokrotnych wniosków o zwolnienie z aresztu, skarg do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Rzecznika Praw Obywatelskich nie dostał zgody na zeznania z wolnej stopy. Argument za każdym razem był ten sam: sprawa jest za poważna i zachodzi ryzyko mataczenia. Fakt 1 czerwca 2021 Sprawa cieszy się wyjątkowym zainteresowaniem mediów, jest jednak rozpatrywana za zamkniętymi drzwiami. Dziennikarze nie mogą uczestniczyć w rozprawie. Tuż po wejściu na salę sądową prokurator Anna Karlińska złożyła wniosek o utajnienie procesu. Jak argumentowała, w tej sprawie powinna zostać wyłączona jawność z uwagi na możliwość obserwowania postępowania przez służby wywiadowcze obcych państw. “Na sali mogą być chińscy agenci” (Wyborcza 1 czerwca 2021) Z kolei Wang zgodził się na ujawnienie dokumentów i faktów, które dotyczą jego sprawy. Wyborcza 1 czerwca 2021 Wanga na rozprawę doprowadzono z aresztu. Przed wejściem na salę sądową jego obrońca mec. Bartłomiej Jankowski informował dziennikarzy, że jego klient czuje się niewinny i prosi, by podawać jego pełne dane, a zdjęcia pokazywać bez paska na oczach. Drugi oskarżony, informatyk i były kapitan ABW Piotr D., odpowiada z wolnej stopy. W areszcie siedział sześć miesięcy. Spider’sWeb 2 czerwca 2021 Sąd wczoraj na wniosek prokurator Anna Karlińskiej podjął decyzję o utajnieniu całego postępowania. Karlińska argumentowała, że zachodzi zagrożenie, że w obradach mogliby uczestniczyć członkowie obcego wywiadu. Co więcej, z publikacji prasowych, które już się ukazały na ten temat – i mogłyby się ukazać w przyszłości – mógłby ten obcy wywiad czerpać informacje. Dziś jak potwierdził nam obrońca Wanga, mecenas Bartłomiej Jankowski, sąd przychylił się do wniosku jednego klienta i zdecydował o zakończeniu aresztu Wanga. I czego tu nie rozumiesz? Pan posiedział 2 i pół roku oskarżony o szpiegostwo, rozpoczął się proces, który utajniono ze względu na możliwość uczestnictwa w posiedzeniach sądu przedstawicieli wywiadu chińskiego (i Bóg wie jakiego jeszcze), po czym puszczono pana do domu. Będzie odpowiadał z wolnej stopy. U niego w domu wiadomości z procesu – oczywista oczywistość – nie będą przeciekały do wysłanników obcych (Bóg wie jakich) służb. Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem. Ale mnie się to nie klei. Inaczej: obawiam się, że te 2 i pół roku będzie nas wszystkich kosztowało. A uprzedzałem o tym rok temu. Wernyhora jeden: Wyborcza 14 sierpnia 2020 “Decyzje w sprawie rozwoju 5G będą miały głębokie konsekwencje dla Polski – w wymiarze politycznym, gospodarczym i cywilizacyjnym. Jednocześnie 5G jest elementem rywalizacji między mocarstwami. Dlatego zbyt wczesne, jednoznaczne opowiadanie się po jednej ze stron w tej grze wielkich mocarstw może zaważyć na przyszłości naszego kraju. Lepiej stać na uboczu jak np. Czechy i nie wtrącać się do gry wielkich, zwłaszcza, że obie strony mają zarówno plusy, jak i minusy” ? powiedział Ślazyk. “Biorąc pod rozwagę wszystkie za i przeciw, warto pamiętać, że w USA dominuje polityka utylitarna, podporządkowana sukcesowi wyborczemu. Jeśli po zbliżającej się elekcji za oceanem nastanie nowy prezydent, będziemy zmuszeni układać z jego administracją zupełnie nowe relacje i nie wiadomo czy nie na bazie dalszych ustępstw wobec Amerykanów. Z kolei Chińczycy na pewno zapamiętają, jeśli wyraźnie opowiemy się przeciwko nim. I za kilka lat, jeśli okaże się, że zwiększają oni swoją przewagę technologiczną, że kolejne technologie i standardy będą wychodzić z Państwa Środka (przecież już pracują nad 6G) mogą odmówić współpracy z państwami, które wcześniej pod wpływem USA uznały chińskie technologie za wrogie. Taki scenariusz oznacza, że Polska może wpaść w pułapkę technologicznego zapóźnienia wobec swoich bardziej pragmatycznych sąsiadów. Dlatego uważam, że postawa wyczekiwania na rozwój sytuacji to na obecnym etapie najrozsądniejsze wyjście dla naszego kraju” – dodał ekspert. W jego ocenie, pozostawanie neutralnym jest tym bardziej ważne, że działania USA (…) w rozgrywce z Chinami stara się aplikować proste rozwiązania na złożone wyzwania. “Jeśli w przypadku Huawei dyskusja o podejściu do tego producenta jako dostawcy sprzętu 5G ma charakter geopolityczny, tak przypadek aplikacji Tiktok pokazuje, że działania amerykańskie to proste reakcje na skomplikowane wyzwania między dwoma mocarstwami. Podczas gdy Huawei jest de facto jedynym na świecie dostawcą pełnej palety sprzętu i rozwiązań 5G, to Tiktok nie jest żadnym super innowacyjnym rozwiązaniem, nie ściąga więcej danych użytkowników niż FB, a znacznie mniej od Google. Serwery, na których gromadzone są te dane, co ciekawe, znajdują się w USA, a szefem firmy jest Amerykanin. Prezydent Trump mówi, że aplikacja będzie mogła działać dalej, jeśli zostanie sprzedana USA. Dość nieskomplikowane rozwiązanie ‘problemu bezpieczeństwa narodowego'” – wskazał ekspert. Podkreślił, że ewentualna rezygnacja “ze wszystkiego, co chińskie” byłaby, delikatnie ujmując, nierozsądna. “Powstaje pytanie – jeśli nie chińskie, to jakie? Europejscy producenci sprzętu telekomunikacyjnego wbrew pozorom co najmniej kooperują z producentami z Chin. Niemcy próbowali robić swoją sieć 5G z dostawcą europejskim i to po prostu nie zadziałało, ponieważ potencjalni konkurenci Huawei mogą zaoferować jedynie część rozwiązań dla 5G. Pamiętajmy też, że rozwój technologii dla Chin to doktryna państwowa, rozwijają się one tam raz szybciej, raz wolniej, ale konsekwentnie. Tymczasem w USA wszystko zostało oddane sektorowi prywatnemu. W efekcie USA przestały być liderem rozwoju technologii telekomunikacyjnych. Z kolei chociażby program kosmiczny Ameryki – to obecnie domena biznesmena wizjonera, któremu obecnie sprzyja fortuna i wyceny rynkowe, co wystawia projekt na ryzyko kryzysów finansowych, na które prywatny sektor jest bardzo wrażliwy. Tymczasem Chiny wpisały swój program kosmiczny na listę priorytetów państwowych i od dwóch dekad konsekwentnie realizują jego założenia. Bez względu na koniunktury” – podsumował ekspert. I na zakończenie – w dokumentach związanych z procesem „Staszka” Wanga wątek 5G w zasadzie nie istnieje. Można o tym poczytać w artykule w Spider’sWeb+. A o tym jaki jest stan naszych relacji z Chinami pisałem w tym tygodniu tutaj: Chiny – Polska: zmiana temperatury relacji? Mądry Polak po szkodzie. A o samej “aferze Huawei” pisałem 18 stycznia 2019 roku tak: “Afera Huawei”, albo słaby scenariusz filmu sensacyjnego, a 30 stycznia 2019 roku tak: “Afera Huawei” czyli wciąż nic nie jest jasne Wernyhora, czy tam inny Stańczyk, jak pragnę… Leszek B. Ślazyk e-mail: kontakt@ © 2010-2021 Mowa oczywiście o ogłoszonej wczoraj przez premiera rekonstrukcji rządu. Zawiedzeni muszą być nie tylko publicyści, którzy na wyścigi konstruowali nowy gabinet, ale przede wszystkim ta całkiem spora część Polaków, która uważała, że Donald Tusk powinien się rozstać ze swoimi najgorszymi ministrami - Bartoszem Arłukowiczem, Sławomirem Nowakiem czy Joanną Muchą. Nic z tych rzeczy. Premier ograniczył się do kosmetyki, chociaż poważniejsze zmiany zapowiedział na połowę roku. Jak rozumiem, to takie zarządzanie przez strach. A niech ministrowie nie znają swojego dnia ani swojej godziny. Awans ministra finansów Jacka Rostowskiego na wicepremiera to tak naprawdę sformalizowanie istniejącego stanu rzeczy. Przy okazji szef rządu dał mały prztyczek w nos swoim koalicjantom. Dwóch wicepremierów automatycznie osłabia pozycję lidera ludowców Janusza Piechocińskiego. A nad roszadami między Kancelarią Premiera a Ministerstwem Spraw Wewnętrznych w ogóle nie warto się rozwodzić, bo dla zwykłego zjadacza chleba nie mają one większego znaczenia. Nie pozostaje nic innego, jak czekać na tę zapowiedzianą wielką rekonstrukcję. Chociaż wydaje mi się, że dawanie drugiej szansy kilku nieudolnym ministrom to zwykła strata czasu. Czytając sprawozdania spółek technologicznych z USA, zauważyłem pewną zależność. Oprócz re... Czytając sprawozdania spółek technologicznych z USA, zauważyłem pewną zależność. Oprócz regularnego przewijania się nazw tych samych funduszy venture capital, powtarzają się wciąż nazwy samych spółek – jako dostawców lub odbiorców różnych usług. Okazało się, że lwią część przychodów wielu startupów stanowi świadczenie usług innym startupom, które z kolei też świadczą usługi innym startupom, które z kolei… łatwo się domyślić, że koło się zamyka. Schemat zazwyczaj jest taki sam – końcowym odbiorcą jest klient detaliczny, a wszystko zaczyna się od Amazona, gdzie większość firm technologicznych ma wykupioną usługę korzystania z chmury obliczeniowej. Poniższy graf prezentuje prostą strukturę powiązań na przykładzie kilku prominentnych firm z Doliny Krzemowej. Schemat dostawców i odbiorców usług w wybranych firmach technologicznych w USA (Kierunki strzałek oznaczają, od kogo do kogo dostarczana jest usługa. Przykładowo, Amazon Web Services (AWS) dostarcza usługę chmury obliczeniowej firmie ZenDesk.) Prześledźmy zatem przykładową drogę dolarów wydanych przez subskrybenta Spotify do Amazon Web Services. Polski konsument za nieco ponad 5 dolarów kupuje miesięczną subskrypcję na Spotify, co daje mu nieograniczony dostęp do większości dostępnej na świecie muzyki. To dość niska cena – za około 10 dolarów można w Polsce kupić pojedynczy album muzyczny na płycie CD. Na swojej działalności w 2017 roku Spotify odnotował stratę 430 milionów dolarów, czyli około 9% ujemnej marży operacyjnej. Pracownicy firmy Spotify do współpracy wykorzystują Dropboksa, czyli usługę firmy Dropbox, polegającą na przechowywaniu danych w chmurze na podobnej zasadzie, co Google Drive. DropBox na tej działalności w roku 2017 stracił 114 milionów dolarów – marża operacyjna -10%. Dropbox poniósł stratę, mając aż 11 milionów płacących klientów. Przy tej liczbie osób korzystających z ich usług muszą pojawić się różne problemy techniczne. Klienci zgłaszają je, korzystając z oprogramowania, które zapewnia Dropboksowi firma ZenDesk. Przykładowo, kiedy korzystamy z Dropboksa i mamy problemy z synchronizacją danych między naszym komputerem a komputerem kolegi z zespołu, możemy wejść na stronę Dropboksa, otworzyć znajdujące się tam okno czatu i opisać nasz problem obsłudze technicznej. To właśnie rozwiązanie, które opracował ZenDesk. Dzięki temu Dropbox nie musi kupować oddzielnych licencji na oprogramowanie do obsługi klienta lub samodzielnie programować takiego rozwiązania i implementować go w całej firmie. Wystarczy, że opłaci ustaloną z góry miesięczną subskrypcję w ZenDesk. Oferując tego typu usługę, ZenDesk w 2017 roku stracił 114 milionów dolarów, osiągając ujemną marżę -27%. ZenDesk z kolei, aby efektywnie prowadzić działalność w obszarze obsługi klienta, korzysta z usług firmy Twilio, która zajmuje się dostarczaniem rozwiązań komunikacyjnych w chmurze. ZenDesk, zapewniając rozwiązania umożliwiające kontakt na linii klient-Dropbox, jako jedną z opcji kontaktu oferuje połączenie telefoniczne. Call center Dropboksa nie musi korzystać jednak z tradycyjnego modelu, gdzie każdy konsultant siedzi przy biurku z pojedynczym analogowym telefonem - obsługa telefonów odbywa się przez komputer. Aby to umożliwić, ZenDesk potrzebuje odpowiedniej infrastruktury i rozwiązań technologicznych, których sam nie posiada. W związku z tym korzysta z technologii firmy Twilio, która potrafi całkowicie wyeliminować fizyczny telefon z call center i oferuje elektroniczną obsługę klienta, a także marketing w chmurze – w tym odbieranie i wykonywanie telefonów do klientów czy organizowanie SMS-owych kampanii marketingowych z poziomu platformy internetowej. Oferując takie rozwiązania, Twilio w zeszłym roku stracił 66 milionów dolarów, marża operacyjna -17%. Nie zapominajmy o tym, że Twilio też ma swoich klientów, którzy wymagają należytej obsługi. Żeby temu zaradzić, firma korzysta z usługi oferowanej przez ZenDesk. Z usług firm ZenDesk i Twilio korzysta także Uber. Kiedy oczekujemy na spóźniającego się kierowcę i chcemy do niego zadzwonić, żeby ustalić czas przyjazdu, możemy połączyć się z nim przez aplikację Ubera. Działa to jak zwykłe połączenie telefoniczne, ale dzięki temu, że odbywa się przez aplikację, obie strony pozostają anonimowe, a ich numery telefonów - ukryte. Skoro już mówimy o Uberze, to rzućmy okiem na usługi oferowane przez tego usługodawcę. Za przejazd Uberem na przykład z lotniska Chopina w Warszawie do centrum miasta zapłacimy około 20 złotych. Za taki sam przejazd, korzystając z jednej z większych warszawskich korporacji taksówkarskich, zapłacimy 29 złotych. Oczywiście dochodzi tutaj kwestia większych kosztów działalności korporacji taksówkarskiej, związanych z nie do końca uregulowaną działalnością Ubera, przez co ten drugi może nieuczciwie zaniżać cenę z powodu niższych kosztów. Niemniej jednak nie zmienia to faktu, że gdy skorzystamy ze zwykłej taksówki, zapłacimy za usługę aż prawie 50% więcej niż jadąc Uberem. Oferując ludziom na całym świecie tanie przejazdy, Uber stracił w 2017 roku aż 4,5 miliarda dolarów, odnotowując marżę na poziomie -60%. Wróćmy teraz do Krzemowej Doliny. Co oprócz strat łączy Twilio, ZenDesk i Dropboksa? Wszystkie trzy firmy korzystają z usług Amazon Web Services (AWS). Jest to najbardziej podstawowa usługa w chmurze, polegająca na zdalnym udostępnianiu mocy obliczeniowej komputerów. Dzięki temu firmy nie muszą jednorazowo wykładać dużych pieniędzy na drogi sprzęt komputerowy - wystarczy, że opłacą odpowiedni abonament, aby móc przez Internet wynająć komputery Amazona i używać ich do świadczenia swoich usług. Podczas czytania sprawozdań spółek technologicznych z USA bardzo trudno jest nie trafić na wzmiankę, że dana spółka korzysta z usługi Amazona. Dzięki temu w 2017 roku Amazon Web Services zanotował zysk operacyjny w wysokości 4,3 miliarda dolarów, osiągając marżę na poziomie 25%, będąc równocześnie jedyną w tym łańcuchu firmą, która nie traci pieniędzy, a co więcej - generuje pokaźny zysk. Amazon na tej działalności zarobił w 2017 roku więcej niż na całej globalnej działalności handlu internetowego, prowadzonej przez portale takie jak czy Można argumentować, że wspomniane firmy to jeszcze młode startupy, który nie miały czasu osiągnąć rentowności. Spotify został założony 12 lat temu, ZenDesk i Dropbox 11 lat temu, Twilio 10 lat temu, a Uber 9 lat temu. Idąc dalej, można argumentować, że są to wyjątkowe biznesy, które dzięki intensywnym inwestycjom teraz, w przyszłości będą miały szansę stać się drugim Microsoftem, lub, porównując je do nowszego lidera w świecie technologii, drugim Facebookiem. Zobaczmy, jak radziły sobie te dwie spółki po czasie 10 lat od założenia. Microsoft został założony w 1975 roku. W 1985 roku odnotował wzrost przychodów na poziomie 44% rok do roku – dynamika, której pozazdrościłoby wiele współczesnych gwiazd Doliny Krzemowej. W tym samym roku Microsoft odnotował marżę operacyjną na poziomie 29%. Natomiast założony w 2004 roku Facebook w 2014 roku zanotował wzrost przychodów 58% rok do roku, jednocześnie osiągając bardzo wysoką zyskowność z marżą operacyjną na poziomie 40%. Naprawdę nieźle jak na dziesięciolatka! Amazon, choć głównie działa w mniej marżowym obszarze handlu internetowego, też stawia sobie za cel zarabianie pieniędzy. Cytując sprawozdanie spółki: "finansowym celem jest długoterminowy, podtrzymywalny (sustainable) wzrost wolnych przepływów pieniężnych" (czyli zysków). Od 2002 roku, co roku spółka mogła pochwalić się zyskiem operacyjnym. Nawet w trakcie kryzysu finansowego, gdy wiele stabilnych biznesów odnotowało straty. Wartość inwestycji typu venture capital (szare słupki, w miliardach dolarów, lewa oś) i liczba inwestycji (niebieska linia, prawa oś) Źródło: Pitchbook Zastanawiać może, jak stabilne są modele biznesowe oparte o wielomilionowe straty opisane wcześniej? Przez ostatnie 10 lat w Stanach Zjednoczonych fundusze venture capital, czyli fundusze zajmujące się najbardziej ryzykownymi inwestycjami w firmy we wczesnej fazie rozwoju, zainwestowały około 540 miliardów dolarów. Znaczna część z tych pieniędzy trafiła na konta bankowe takich firm jak Twilio, Zendesk czy Uber, które dzięki tym środkom finansują swoją działalność i dotują ponoszone straty. Firmy takie jak Microsoft czy Facebook finansują się wewnętrznie, to znaczy re-inwestują zysk, który generują na swojej działalności. Tak duża aktywność inwestycyjna o wysokim ryzyku nie zaskakuje, jeżeli pod uwagę weźmiemy zerowe stopy procentowe utrzymujące się w USA na tym poziomie aż 6 lat w okresie 2009-2015. Amerykański FED (bank centralny) stopy zaczął podnosić dopiero na początku 2016 roku (wciąż im daleko do poziomu sprzed kryzysu - 5%). Mało było w ostatnich latach chętnych do inwestowania w obligacje, z których odsetki sytuują się na poziomie (w przypadku skarbowych, niewiele więcej w przypadku korporacyjnych). Dodatkowo, tak niski poziom stóp procentowych oznaczał tani kredyt, którym można było dodatkowo finansować inwestycje, zwiększając swoją stopę zwrotu. Stopy procentowe Rezerwy Federalnej USA w latach 2007-2018 (zacieniowany obszar oznacza recesję) Źródło: Bank Rezerwy Federalnej St. Louis Kolejnym istotnym czynnikiem w ostatnim dziesięcioleciu było niewątpliwie sprzyjające otoczenie gospodarcze – ciągły wzrost PKB, hossa na giełdzie i nieustannie spadająca stopa bezrobocia. Tylko jak poradzą sobie amerykańskie startupy, kiedy stopy procentowe będą dalej rosły, gospodarka w końcu wejdzie w nieuniknioną recesję, a gotówka z funduszy VC przestanie płynąć szerokimi strumieniami? Klienci końcowi, przez wiele lat rozpieszczani tanimi przejazdami Uberem albo streamingiem ze Spotify, mogą nie zaakceptować podniesienia cen. Przerzucenie kosztów na dostawców będzie jeszcze trudniejsze, ponieważ, jak pokazaliśmy wcześniej, wielu z nich samych przynosi straty. Symbioza pomiędzy startupami w Dolinie Krzemowej jest tak duża, że kiedy przewróci się pierwszy klocek domino, to prawie niemożliwe będzie powstrzymanie upadku kolejnych. Czas wrócić do pytania z początku tekstu – kto zatem tak naprawdę zarabia w (i na) Krzemowej Dolinie? Banki inwestycyjne, pobierające opłaty od obsługi setek transakcji sprzedaży, przejęć i wprowadzania spółek na giełdy. Szczęśliwi inwestorzy, którzy zdążyli załapać się na odpowiedni moment ze sprzedażą swoich udziałów, czasem po kilkuset krotnych wzrostach ich wartości. Także pracownicy, szczególnie inżynierowie oprogramowania, o których biją się amerykańskie startupy, zmuszone do płacenia im coraz wyższych wynagrodzeń. Przykładowo, studenci odbywający staże w firmie Snap Inc. (właściciela aplikacji Snapchat), zarabiają 10 tys. dolarów miesięcznie, a dodatkowo dostają 1,500 dolarów bonusu na wynajem mieszkania. Założyciele biznesów z Krzemowej Doliny też nie mają na co narzekać. Twórca Snapchata, spółki, która w 2017 roku odnotowała stratę na poziomie 3,5 miliarda dolarów, zainkasował $638 milionów dolarów wynagrodzenia za wprowadzenie swojej firmy na giełdę. To trzecie największe roczne wynagrodzenie prezesa amerykańskiej spółki w historii. Więcej zarobił tylko w latach 2007 i 2008 Daniel Och, prezes funduszu hedgingowego Och-Ziff, który w dwóch poprzednich latach (2006 i 2007) wygenerował odpowiednio 3,2 oraz 2,6 miliarda dolarów zysku operacyjnego dla akcjonariuszy firmy. Nieustanny przełom technologiczny, który ma miejsce w Krzemowej Dolinie, z pewnością dodaje ogromną wartość do gospodarki. Tę wartość dodaną zasadne jest wynagrodzić, co czynią inwestorzy, podbijający na giełdzie ceny akcji spółek przyczyniających się do tego przełomu. Niemniej jednak, jedną rzeczą jest innowacyjność technologii, jej zdolność do poprawy efektywności działania przedsiębiorstw i życia zwykłych ludzi, a drugą - niestabilne strategie agresywnego rozwoju budowane na przepalaniu miliardów dolarów i założeniu, że gdy tylko wykończy się całą konkurencję, to zyski przyjdą same, a lata strat (inwestycji) zwrócą się z nawiązką. Jak mawia niemieckie przysłowie, "drzewa nie rosną do nieba".

z wielkiej chmury mały deszcz